Nie samym reniferem żyje Finlandia
Widoczki jak z kartek pocztowych, rowery i inne dziwne wynalazki oraz całkiem przyzwoite jedzenie to nie wszystko, co definiuje Finladnię. Czym byłoby państwo bez narodu?

Ludzie, których piwo nie obawia się policji
Nasze, polskie piwo najprawdopodobniej z jakiegoś powodu boi się policji, a więc zatroskani smakosze szybko kryją strachliwe puszeczki, gdy tylko patrol zamajaczy na horyzoncie. No, bo z jakiegoż by innego powodu, jak nie z obawy, żeby piwo się nie zważyło? ;) Tutejszy browar policji się nie boi, kamery też mu raczej niestraszne. Najlepszym na to dowodem jest okolica głównego placu wraz z przystanią i dużym centrum kulturalnym (biblioteka publiczna, teatr). Tylko od strony rynku na tym ostatnim budynku można wypatrzeć trzy kamery (w tym jedną monitoringu miejskiego). Czasem trafia się również nieduży furgonik w kolorach tutejszej flagi, z wolna kołujący sobie bulwarem. I nikt się nie kitra ze swoimi zapasami w najbliższe krzaczory! Wszystkie ławeczki, a nawet każda wolna przestrzeń, na której nie marzną hemoroidy, obstawiona jest gromadkami ludzi, którzy przyszli się nacieszyć długim dniem, świeżym  powietrzem, atmosferą miasta i towarzystwem znajomych. 
Picture
No sami przyznajcie, całkiem urocza miejscówa.

Jak widać piwo wysokiej kulturze nie przeszkadza, co zdawałoby się przeczyć teoriom głoszonym przez różne antyalkoholowe lobby i ludzi domagających się większych obostrzeń w tym zakresie. Ja to w ogóle uważam mandaty za picie w miejscu publicznym za totalny niewypał. Na załączonych
obrazkach widać, że ulubione miejsce spotkań przy browarku może być zarazem czystym, reprezentacyjnym punktem miasta. Jeśli więc zadba się o to, aby ludzie mieli śmietniki na kapsle i kaucję za butelki oraz puszki, a także żeby nie uciekali przed władzą zostawiając za sobą bajzel i spaloną ziemię, to argument o zaśmiecaniu terenu idzie do kąta. 
Brak zarobku dla ogródków piwnych to też bujda na resorach! Wszystkie knajpy w okolicy mają się z czego utrzymać (niektóre lokale mogą się nawet pochwalić całkiem długą historią swej działalności), a w słoneczny dzień wręcz ciężko o miejsce przy stoliku w ogródku piwnym. Ale też i właściciele tych przybytków mają co klientowi zaoferować! Oprócz miejsca do posadzenia pośladków i drogiego piwa (wcale nie aż tak wywindowanego, głównie przez to, że i bez marży tanie nie jest), trafiamy na świeże mięsko z grilla, sardyny z patelni, karaoke albo muzykę na żywo i darmowe stand-upy miejscowych artystów. Dla każdego coś miłego, a ile knajp, tyle pomysłów i ofert skierowanych do ludzi, którym w piątkowe popołudnie trzeba do szczęścia czegoś więcej, niż tylko zimnego Karhu czy innego Kopparberga. A jak fajnie plumkają :)
Wracając do tematu: można płakać, że ludzie pijący w bramie odbierają zarobek z ogródków. Można też ruszyć głową i dać klientowi wybór, a zarazem coś unikalnego, z czym konkretny lokal będzie kojarzony. Tutaj, zdaje się, już dawno zrozumiano, że jak ktoś będzie miał ochotę pójść w plener, łyknąć japcoka tarzając się w trawie, to to zrobi i mandaty na nic się tu zdadzą. Bo jeśli JA mam chęć wypić coś pod chmurką, to do cholery jasnej idę pod chmurkę, a jak pogoda jest barowa - to do baru. I żadne krzywe przepisy ani strefy bezalkoholowe ("za wyjątkiem wyszynku") nie zmienią mojego zapotrzebowania na konkretną scenerię.
Trzecią bzdurą jest dla mnie ustawa o wychowaniu w trzeźwości i brednie o rozpijaniu nieletnich. Może zamiast udawać, że piwo na ławce w parku to coś wstydliwego i trzeba się z tym chować, należałoby uczyć, że alko jest dla ludzi i wszystko jest OK, tak długo jak po całej zabawie sprzątnie się po sobie jak "normalny luć" i kulturalnie zwinie swoje manatki? No, sami powiedzcie: co będzie bardziej demoralizujące: zalatujące hipokryzją zasłanianie dziecku oczu na widok puszki z piwem, ukrywanie się i ogólna aura "zakazanego owocu", czy jednak pokazanie, że nawet po procentach można się zachowywać z klasą? Wydaje mi się, że jeśli alkohol przestanie być postrzegany w kategoriach "najebka i chowanie się przed psami" a stanie się najprzeciętniejszym sposobem na spędzenie wieczoru raz na jakiś czas, to zmniejszy się też ilość idiotów, którzy piją dla szpanu, żeby pokazać, jacy to oni są "fajni".  Nie chodzi tu przecież o płatki śniadaniowe ze spirytem dla szóstoklasisty, ale takie normalne, zwyczajne korzystanie z bożych darów.
Ja wiem, że dla większości osób tu zaglądających to wszystko to truizmy. Ja wiem, że zdajecie sobie z tego wszystkiego sprawę. I wiem też, że wszystkie powyższe zmiany w mentalności wymagałyby całych lat odpowiednich działań, aby naprawić obecne zaniedbania. Temat zostawiam jednak do dalszych przemyśleń - że można inaczej.

Picture
Ludzie, którzy pamiętają o historii...
...ale bez tarzania się w swoich historycznych krzywdach. Finlandia ma bardzo podobne historyczne doświadczenia ze swoimi sąsiadami, co Polska. Jak Szwedzi z lewa nie próbowani ich oskubać z ostatniego kawałka reniferowego poroża, to Rosja się w kaloszach pakowała na jeziora. Oszczędzono im chyba tylko kilkudziesięciu lat socjalizmu, a i to wyłącznie dlatego, że o wiele mniej liczni Finowie na własnym podwórku podczas Wojny Zimowej tak dokopali sowietom, że Stalin przez miesiąc nie mógł kalesonów doprać. 
Dziś jednak w Finlandii historia jest trzymana tam, gdzie jest jej miejsce - w świadomości ludzi, w bibliotekach, muzeach i na cokołach. Finowie żyją dniem dzisiejszym, pisząc nowe rozdziały historii swojego kraju, zamiast rozdrapywać dawne rany i odgrzebywać stare konflikty. W telewizji nie ma gadających głów po raz siedemnasty powtarzających to, co dawno zostało już powiedziane. Od łatania pozostałości dziejowych zawieruch są historycy i archiwiści - reszta zajmuje się rzeczami o większym znaczeniu dla dobrobytu dzisiejszego społeczeństwa.
A jeśli ktoś ma ochotę zanurkować w historii, może sobie pójść do muzeum. W piątki za free. Fajne jest.

Ludzie, którzy lubią stare samochody
Jest ich tu od metra i ciut - ludzi oraz samochodów. Taką koncentrację odpicowanych, starych bryk widziałam do tej pory jedynie na Discovery. Większość jest na chodzie. Pewnie jakaś część ludzi korzysta z nich z sentymentu lub przyzwyczajenia, bo po co wymieniać autko, które działa. Ale co do większości nie ma wątpliwości: wiedzą, jakie wrażenie na przechodniach i pozostałych kierowcach robi błyszczący nowy lakier na wiekowym Viperze. Wierzcie mi: mimo, że większość robi to dla szpanu, nie można mieć o to do nich pretensji. Trudno bowiem nie podziwiać dobrze utrzymanej, pięćdziesięcioletniej limuzyny, a kąciki warg same rozpoczynają wędrówkę ku uszom, kiedy przechodzi się obok typowego, czarnego "londyńskiego" garbusika ze starymi kuframi uwiązanymi do dachu konopnym sznurkiem. Nazwijcie mnie blacharą, ale lecę na tego gościa obok Chevro :D

Uppps... Znów, zamiast krótko, zwięźle i na temat, zaczynam się rozpisywać.Tak więc na dziś kończę, przenoszę część "ludzi" do szkicu kolejnego wpisu i obiecuję, że do wątku tubylców jeszcze wrócę, bo przemyśleń się trochę uciułało.



Leave a Reply.